Gdy robię zakupy w Lidlu, zawsze mam oczy szeroko otwarte - oprócz polowania na promocje, tropię też nowości. Tym razem znalazłam ciekawostkę na dziale z serami. Mąż zawsze się śmieje, że to mój ulubiony sektor w sklepach - jestem wielką miłośniczką serów i właściwie wędlina mogłaby dla mnie nie istnieć. Oprócz tego, że regularnie znoszę do domu zapachowe sery francuskie, które później czuć intensywnie nawet poza lodówką, zawsze muszę też przetestować wszystkie dostępne sery w plastrach. Wszelkie serowe promocje to dla mnie raj - ostatnio kupiłam chyba ze 4 kg poporcjowanej goudy, bo wiedziałam że i tak zjemy ją wspólnymi siłami na długo przed terminem ważności.
Nie będę się już jednak rozwodzić na temat swoich serowych upodobań, bo chcę opisać jeden, konkretny ser, który ostatnio skradł moje serce. Co lepsze - wcale nie pochodzi z Francji, Włoch ani innego dalekiego kraju. Na półce sąsiadował z różnymi rodzajami parmezanu i widziałam, że wszyscy wkładają do koszyka włoski przysmak, a nikt nie zauważa prawdziwego, polskiego skarbu, czekającego skromnie w chłodni.
Redakcja MojeGotowanie.pl
Polski ser dojrzewający z Lidla
Zgodnie z napisem na opakowaniu, polski ser dojrzewający z linii Deluxe leżakuje co najmniej 6 miesięcy, zanim trafi do sklepów. Ten powolny proces ma odzwierciedlenie w smaku. Jest naprawdę głęboki - od razu po pierwszym kęsie czuć, że to nie pierwszy lepszy ser. Jest maślany, ja wyczuwam w nim też subtelne, lekko pikantne nutki. Wbrew pozorom nie jest podobny do oscypka, przynajmniej dla mnie. Konsystencję trudno porównać do innych serów - trochę przypomina tradycyjną goudę, a trochę ementaler.
Podstawowa informacja - ten ser kupisz w cenie 7.99 zł za 135 g, co daje cenę ok. 59.19 zł w przeliczeniu za kilogram. Jak na taki ekskluzywny produkt, wydaje się to być całkiem sensowną ofertą. Ser z linii Deluxe jest produkowany w Radzyniu Podlaskim, w zakładach Spomlek, więc to naprawdę polski produkt, bez żadnej ściemy marketingowej.
Redakcja MojeGotowanie.pl
Jak go zjadać i jak podawać?
Ser ma dość długi termin przydatności, więc od razu zrobiłam sobie spory zapas na święta i sylwestra. Wiem już, że wykorzystam go do wielu przepisów. Chociaż jak na razie delektuję się nim w połączeniu ze świeżym pieczywem (czyt. po prostu robię sobie z nim kanapki), wiem że ciekawie podkręci różne przekąski. Pozwijany w ruloniki może zagościć na stole w formie roladek albo jako element imprezowych koreczków (np. w zestawieniu z kabanosem, oliwką i pomidorkiem koktajlowym). Często robię też na rodzinne zjazdy makaronową sałatkę z kurczakiem i serem żółtym, a ten ser świetnie podkręci jej smak, zastępując oklepaną goudę.
Pokrojony drobniutko ser sprawdzi się też w różnych plackach czy kotletach - jutro dodam go do kotletów jajecznych, które zazwyczaj szykuję z odrobiną zwykłego żółtego sera. A za kilka dni przetestuję go w zapiekance. Zamiast zasypywać ją znowu zwyczajnym cheddarem, dorzucę trochę sera z Radzynia.















