Koleżanka, z którą byłam na jarmarku, ostrzegała mnie pół żartem, pół serio, że ten smak zapamiętam na długo, i miała rację. Nie da się go wyrzucić z głowy. Każda kropla niewyobrażalnie wzbogaca sałatki i surówki, ale trzeba wiedzieć, z czym najlepiej się łączy i jak go używać. Przydaje się nie tylko do nich - ma też inne ukryte kulinarne zastosowania, o których warto wiedzieć. Olej z pestek dyni styryjskiej, w dodatku z oznaczeniem geograficznym, to skarb na półkach dyskontu. W takich chwilach, gdy znajdziesz, coś, czego smak pamiętasz od lat, weekendowe zwykłe zakupy i przepychanie się łokciami w tłumie od razu stają się bardziej ekscytujące.
Austriackie „zielone złoto” w butelce
W Biedronce, na regałach z różnościami, odszukałam olej z pestek dyni styryjskiej tłoczony na zimno, sprzedawany w butelce 250 ml za 19,99 zł. To produkt klasy premium, ale jego cena jest naprawdę przystępna – zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak mało potrzeba go na raz. Używam go jak przyprawy. Kilka kropel wystarczy, żeby go poczuć i zauważalnie zmienić smak dania nie do poznania.
Redakcja MojeGotowanie.pl Zdjęcie własne
Pierwsze, co zwraca uwagę po odkręceniu butelki, to jego kolor: oryginalny, ciemnozielony, wręcz wpadający w brąz. Konsystencja jest gęsta - zdecydowanie gęstsza niż w zwykłych olejach rafinowanych, aksamitna, a smak? Głęboki, orzechowy, lekko prażony z nutą goryczki. Takiego - tak intensywnego, trudno szukać w innym oleju, nawet zimnotłoczonym. Idealnie sprawdza się w kuchni, gdy chcesz dodać daniu bardziej zdecydowanego charakteru.
To olej nierafinowany, bez żadnych dodatków. Zawiera w składzie tylko jedno: olej z prażonych pestek dyni ChOG (z Chronionym Oznaczeniem Geograficznym), co jest gwarancją autentyczności i jakości. Pochodzi z Austrii, a konkretnie ze Styrii.
Co wyróżnia dynię styryjską?
Dynia styryjska, z której tłoczy się ten olej, nie ma nic wspólnego z klasyczną dynią, jaką kojarzysz z jesiennych zup i przetworów. To specjalna odmiana (Cucurbita pepo var. styriaca), uprawiana głównie w regionie Styria w Austrii, a także w Słowenii i na Węgrzech. Jej największą zaletą są pestki – ciemnozielone, miękkie, pozbawione twardej łupinki. Dzięki temu idealnie nadają się do tłoczenia oleju bez rafinowania (no i do podjadania).
Tę dynię uprawia się w bardzo konkretnych warunkach – potrzebuje dużo słońca, ciepła i staranności przy zbiorach. To właśnie dlatego pestki dyni styryjskiej są nazywane „zielonym złotem Styrii”. Olej z nich tłoczony ma wyjątkowy smak i aromat, jakiego nie znajdziesz w żadnym innym oleju dostępnych na rynku.
Jak używam tego oleju z pestek dyni?
Ten olej nie nadaje się do smażenia – i całe szczęście. Ja traktuję go jak przyprawę. Używam go tam, gdzie chcesz dodać orzechowego smaku i głębi. Oto moje ulubione zastosowania:
- do surówki – kilka kropel na marchewkę z jabłkiem potrafi zrobić ogromną różnicę
- do gotowanych i pieczonych ziemniaków – zamiast masła, polewam je odrobiną tego oleju i posypuję koperkiem
- jajka na twardo – dodaję kroplę oleju i szczyptę soli. Prosto, ale pysznie. Zaskakująco dobrze z nimi współgra
- twarożek – mieszam ze szczypiorkiem i odrobiną tego oleju na aromatyczną pastę do chleba
- zupy kremy – dyniowa, ziemniaczana-krem, marchewkowa i batatowa - to moi faworyci, pasują do tego oleju najlepiej. Kilka kropel na wierzch przed podaniem to mistrzostwo świata
- sosy do sałatek – świetnie łączy się z octem jabłkowym i musztardą w domowym winegrecie
- do maczania chleba, szczególnie świeżego – wylewam 1 łyżkę na talerzyk i moczę w nim świeżą bułeczkę lub piętkę chleba - nietypowa szybka przekąska
W mojej lodówce ma swoje stałe miejsce – trzymam go tam, bo mimo ciemnej butelki warto chronić go przed światłem. Po otwarciu trzeba zużyć go w ciągu 3 miesięcy, ale u mnie znika dużo szybciej. Sięgam po niego niemal codziennie.















