Gołąbki u mnie w domu lubi każdy. Dzień, w którym je robię, jest świętem. Sięgam wtedy po największy gar w domu. Kiedy to robię, wiadomo już, że będzie rosół, albo właśnie one. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio mi się przypaliły - być może w 2010 roku. Mam na ich zabezpieczenie 2 cenne sposoby. Jeśli czasem wydaje ci się, że wychodzą ci nierówno ugotowane czy wręcz niedopieczone, a kapusta zamiast rumiana, jest miejscami czarna, sprawdź, jak tego uniknąć. 

Jak zapobiec przypalonym gołąbkom?

Wszyscy wiedzą o tym, by wyparzonymi wierzchnimi, często popękanymi liśćmi kapusty wyłożyć od spodu garnek. Aby gołąbki nie zaczęły się przypalać, zanim zrobisz im taki podkład, posmaruj dno i boki naczynia smalcem, masłem klarowanym lub olejem rzepakowym. Wszystkie te tłuszcze mają wysoki punkt dymienia, dzięki czemu trudniej się palą. Warstewka tłuszczu będzie dla gołąbków ochroną, a przy okazji wpłynie też pozytywnie na smak dania. Garnek do gołąbków powinien mieć grube dno. 

Zamiast smalcu użyć możesz też skórek ze słoniny. To jeszcze lepszy pomysł. Rozłóż je miękką stroną do spodu, podgrzej, aż się zrumienią, a potem ułóż na tym gołąbki. Dzięki temu trikowi będą jeszcze smaczniejsze. Tak robił mój tata, gdy już zabierał się za gołąbki. Inny trik dotyczy samego ułożenia gołąbków w naczyniu. 

Nowy sposób na smakowite gołąbki 

Większość układa gołąbki na leżąco, jak do snu - a moje stoją w garnku na baczność aż do końca służby - aż dojdą i wszystkie składniki dania się przegryzą. Po wysmarowaniu garnka czy brytfanny tłuszczem i wyłożeniu liśćmi, układam je na sztorc. Aby wszystko ładnie się trzymało, zawijam farsz w liście z wyciętymi wcześniej grubymi nerwami. Zawijam 1 brzeg, zwijam, a drugi wciskam do środka palcem, by ruloniki się nie rozwinęły. Układam ciasno w pionie jeden przy drugim, a następnie przykrywam resztą liści i zalewam rosołem lub bulionem - obowiązkowo. Dodatkowy płyn również zapobiegnie przywieraniu. 

Gołąbki, które stoją zamiast leżeć, mniejszą powierzchnią stykają się z dnem garnka, dzięki czemu nie wyjmuję z garnka całych poczerniałych liści. Gdzieniegdzie tylko niektóre mocniej się zrumienią - ale na złoty kolor, a nie na czarno. Potem już tylko piekę, gotuję lub duszę. Gdy zmiękną, zalewam je gęstym sosem pomidorowym i daję im jeszcze jakieś 30 minut, by wszystkie smaki się połączyły i przeszły sobą wzajemnie. 

Tak zrobione gołąbki wyjmuję z garnka za pomocą szczypiec. Po pierwszych 2 całość nieco się luzuje i nie ma już problemu z wyjmowaniem kolejnych sztuk. Dzięki temu też więcej sztuk mieści się w garnku i wszystko bardziej równo się gotuje - same zalety.