Ta ryba wygląda jak przezroczysta galareta i pachnie tak, że niejeden odsunąłby talerz. Norwegowie nie wyobrażają sobie bez niej świąt i wielu uroczystości, ale dla Polaków jej smak i konsystencja mogą być niemałym szokiem. Jeśli nie słyszałaś o „mydlanej rybie”, koniecznie czytaj dalej.
Co to jest lutefisk?
Jeśli nigdy wcześniej nie widziałaś lutefisku, możesz być w szoku. Wygląda jak rybna galareta i pachnie... bardzo intensywnie. Wielu Norwegów nie wyobraża sobie bez niej świąt. To tradycyjna norweska potrawa przygotowywana z suszonego dorsza, którego przez kilka dni moczy się w wodzie, a następnie, i to najbardziej zaskakuje, w roztworze ługu sodowego. Ten etap sprawia, że mięso ryby zmienia się nie do poznania: zamiast zwartego fileta masz na talerzu śliską, przezroczystą masę o galaretowatej strukturze.
To właśnie dlatego mówi się o tej potrawie „mydlana ryba”. Nie jest to jednak gatunek ryby, a po prostu sposób jej przygotowania. Po moczeniu w ługu dorsza trzeba ponownie długo płukać w czystej wodzie, by był zdatny do spożycia – inaczej byłby niejadalny. Cały proces przygotowania od zakupu suszonej ryby trwa ok. 14 dni.
Kulinarna atrakcja turystyczna
Lutefisk to danie, które budzi skrajne emocje i trudno się temu dziwić. Nawet po długim moczeniu ma lekko zasadowy posmak, pozostałość po moczeniu w ługu. Konsystencja ryby jest śliska, miękka, rozpadająca się, na talerzu może wyglądać nawet wręcz jak żel.
Dla wielu Polaków i innych turystów tak przygotowany dorsz „śmierdzi i wygląda obrzydliwie”. Norwedzy dobrze zdają sobie z tego sprawę, więc często częstują turystów tą potrawą w ramach żartu i osobliwego zapoznania z ich kulturą kulinarną. Lutefish funkcjonuje też w kulturze jako "danie dla odważnych". W Norwegii można nawet zakupić pamiątkowe koszulki z hasłami typu: "Lutefisk survivor", co można przetłumaczyć mniej więcej jako "przetrwałem spotkanie z lutefisk".
Skąd się wzięło to kontrowersyjne danie?
Lutefisk wywodzi się z Norwegii, ale znana jest także w Szwecji i w niektórych rejonach Finlandii. Jej historia sięga średniowiecza. Gdy nie było lodówek, ryby trzeba było suszyć. A żeby je potem zmiękczyć, zaczęto moczyć je w wodzie, a później – w ługu, czyli roztworze wodorotlenku sodu. Tak powstała „mydlana ryba”. Choć dziś brzmi to dziwnie, był to sposób na zakonserwowanie pożywienia i przygotowanie go do gotowania zimą.
Proces przygotowania lutefisku trwa około dwóch tygodni i wymaga precyzji, bo nieumiejętne płukanie ługu może skończyć się nieprzyjemną niespodzianką. W Norwegii dostępny jest gotowy lutefisk w sklepach, pakowany próżniowo – ale wielu starszych Norwegów wciąż przygotowuje go samodzielnie, zgodnie z rodzinnymi recepturami.
Adobe Stock, Steve
Tradycyjna potrawa w norweskie święta
Mimo nietypowej obróbki, lutefisk w Norwegii uchodzi za prawdziwy świąteczny przysmak, porównywalny u nas z karpiem. To danie głęboko zakorzenione w lokalnej kulturze pojawia się na stołach od pokoleń, zwłaszcza w grudniu.
Dla wielu Norwegów jedzenie lutefisku to rytuał. Nawet jeśli nie każdemu smakuje, co roku trafia na świąteczny stół. Niektórzy Norwegowie przyznają wprost: „nie znoszę lutefisku, ale muszę go zjeść – to święta!”. Choć część Norwegów zjada lutefisk tylko „z przyzwyczajenia”, inni z dumą kultywują ten zwyczaj, zapraszając gości na tzw. lutefisklag – specjalne przyjęcie poświęcone tej jednej potrawie.
Rybę tę podaje się często w towarzystwie puree z groszku, gotowanych ziemniaków, beszamelu i skwarków z boczku. Co ciekawe, do jej jedzenia nie powinno się wykorzystywać srebrnych sztućców, gdyż mogą one wchodzi w reakcję z pozostałościami zasadowej mieszanki, w której moczyła się ryba.
















