W japońskich domach znajdziesz ją tak samo łatwo jak u nas sól czy pieprz. Używa się jej do grilla, do rosołu, do ryby z rusztu. Nie wygląda szczególnie efektownie – to małe, czerwonobrunatne kuleczki – ale wystarczy ich odrobina, żeby całkowicie odmienić smak potrawy. Sansho, czyli japoński pieprz, to coś więcej niż przyprawa. To doznanie. I choć jego nazwa może kojarzyć się z czymś ostrym, tak naprawdę smakuje zupełnie inaczej niż nasz klasyczny czarny pieprz. Polacy wciąż go nie znają, a to wielkie przeoczenie. Warto przyjrzeć mu się bliżej.

Co to jest pieprz sansho i skąd pochodzi?

Sansho to przyprawa pozyskiwana z rośliny Zanthoxylum piperitum, czyli dzikiego pieprzu. Rośnie w Japonii, Korei i niektórych częściach Chin. W Japonii jest znana od wieków – i to nie tylko jako przyprawa, ale też składnik medycyny ludowej. Występuje najczęściej w formie wysuszonych kuleczek.

Ważne, żeby nie mylić jej z syczuańskim pieprzem, choć są spokrewnione. Sansho jest delikatniejszy, świeższy, bardziej cytrusowy, a nawet lekko kwiatowy. Pachnie jak połączenie limonki z imbirem i anyżem. A jego największą cechą szczególną jest to uczucie mrowienia i lekkiego odrętwienia języka. Jeśli kiedyś próbowałeś syczuańskiego pieprzu, to wiesz, o czym mowa – sansho daje podobny efekt, ale subtelniejszy i krótszy.

W Japonii sansho najczęściej występuje w postaci sproszkowanej, sprzedawany jest w malutkich fiolkach – tak jak u nas pieprz z młynka. Ale można go też kupić w całości, wtedy ma więcej aromatu i można go rozetrzeć samodzielnie.

Jak smakuje sansho i do czego pasuje?

Pierwsze wrażenie? Cytrusy. Ale nie chodzi o kwaśny smak – raczej aromatyczny, świeży i lekko ziołowy. Pojawia się też charakterystyczne szczypanie na języku i dziwne uczucie chłodu, które przypomina trochę mentol albo eukaliptus. Dla niektórych może być to zaskakujące, ale właśnie dzięki temu sansho tak dobrze sprawdza się w kuchni.

Sansho świetnie sprawdza się do marynowania ryb i drobiu. Nie dominuje, a wydobywa smak. Dodaje nuty, ale ich nie zakrywa. Jeśli pieczesz filet z pstrąga, posypany odrobiną soli, a potem dodasz szczyptę sansho – poczujesz zupełnie inną głębię smaku. Podobnie z kurczakiem: wystarczy prosty sos na bazie cytryny, odrobina miodu i sansho – efekt jest lekki, świeży i bardzo charakterystyczny.

Ciekawostka: w Japonii sansho często używa się w mieszance przypraw zwanej shichimi togarashi, czyli „siedem smaków”. To japońska odpowiedź na przyprawę do wszystkiego – trafia na grilla, do makaronów, do zupy miso.

Do czego używać sansho w kuchni? Praktyczne wskazówki

Jeśli zdobędziesz sansho w całości, najlepiej zmiel tuż przed użyciem. Jego aromat bardzo szybko wietrzeje. Używaj oszczędnie – dosłownie szczypta na porcję, bo efekt mrowienia może być zbyt intensywny, jeśli przesadzisz. Japoński pieprz świetnie komponuje się z:

  • rybami pieczonymi i grillowanymi,
  • mięsem z kurczaka (zwłaszcza pieczonym lub duszonym),
  • tofu i warzywami stir-fry,
  • makaronami z lekkimi sosami (np. na bazie cytrusów i sosu sojowego),
  • zupami w stylu ramen lub miso.

Jeśli robisz marynatę do drobiu – dodaj do niej trochę sansho razem z czosnkiem, sosem sojowym i odrobiną miodu. Dla ryby sprawdź prosty dressing: sos sojowy, sok z yuzu lub cytryny, sansho i odrobina oleju sezamowego.

Uważaj tylko, żeby nie podgrzewać sansho zbyt długo – straci swoje właściwości. Najlepiej dodawać go na końcu gotowania lub już na talerzu.

Przyprawę możesz kupić przez Internet lub w specjalistycznych delikatesach. Nie jest najtańsza, za to jest bardzo wydajna, więc możesz kupić jedno opakowanie raz i wypróbować sansho do różnych potraw. 

Fot. Adobe Stock, RAFI