Jej historia w Polsce sięga XVIII i XIX wieku, kiedy do kraju zaczęto sprowadzać konserwowane ryby morskie z południa Europy. Używano ich wtedy podobnie jak dziś – do sosów, past, farszów i przyprawiania potraw mięsnych. W kuchni szlacheckiej i mieszczańskiej sardele, bo o nich mowa, pojawiały się w książkach kucharskich jako składnik tzw. „sosu sardelowego”, często podawanego do dziczyzny, cielęciny lub ryb. Na dworach robiono z nich nawet „masło sardelowe”, które służyło jako przyprawa do mięs i warzyw.

Po II wojnie światowej sardele na pewien czas zniknęły z codziennego użycia, głównie z powodu ograniczonego dostępu do importowanych produktów i zmian w handlu zagranicznym. Zastępowano je wtedy śledziami lub szprotkami, które były łatwiej dostępne i tańsze. W ostatnich latach sardele znów wracają, głównie za sprawą popularności kuchni śródziemnomorskiej. Nie są jednak traktowane jako element tradycyjnej kuchni polskiej, lecz raczej jako nowoczesny dodatek.

Anchovis - maleńki przysmak z wielką tradycją

Zacznijmy od wyjaśnienia: anchovis (czyli też anchois) to nie nazwa gatunku ryby, lecz sposób jej przygotowania. Anchovis to najczęściej solone lub marynowane filety z sardeli europejskiej: niewielkiej, tłustej rybki żyjącej w Morzu Śródziemnym, Czarnym i częściowo w Atlantyku. Sardela sama w sobie to ryba znana również w Polsce (choć mało popularna), natomiast anchovis to produkt przetworzony, intensywny w smaku, słony, bardzo aromatyczny i pełen umami.

Znajdziesz je w małych słoiczkach lub puszkach, najczęściej zanurzone w oleju lub mocno solone. I właśnie w tej formie są cenione w kuchniach południa Europy. Tam dodaje się je do sosów, zapiekanek, dań makaronowych, sałatek czy pizzy. Ale mało kto wie, że anchovis może być także doskonałą bazą do śniadaniowej pasty kanapkowej.

Dlaczego sardele jako anchovis zasługują na miejsce w twojej lodówce?

Jeśli szukasz sposobu, żeby urozmaicić swoje śniadania i odejść od codziennego twarożku czy pasty z makreli, postaw na anchovis. Przede wszystkim dlatego, że wystarczy ich naprawdę niewiele, aby zbudować intensywny, głęboki smak. Kilka filecików wystarczy, by wzbogacić całą miskę pasty.

To produkt, który ma wyjątkowe właściwości smakowe. Jest słony, lekko pikantny, z charakterystycznym „mięsistym” aromatem. Nie dominuje, ale tworzy tło dla reszty składników. 

W dodatku to ryba, która w przeciwieństwie do dużych ryb morskich nie kumuluje w sobie szkodliwych substancji.

AdobeStock, Michael

Pasta z anchovis, czyli śniadanie z charakterem

Pasta kanapkowa z anchovis to idealne rozwiązanie dla tych, którzy lubią wyraziste smaki, ale nie mają czasu lub ochoty na pitraszenie, za to maja ochotę na coś smacznego. Jej przygotowanie zajmuje dosłownie chwilę.

Filety anchovis miksujesz lub drobno siekasz i mieszasz z innym składnikiem o łagodniejszym smaku. Może to być miękkie masło, twarożek, serek śmietankowy, jajka na twardo, ugotowany ziemniak, a nawet awokado. Wystarczy kilka dodatków: odrobina soku z cytryny, szczypta pieprzu, może ząbek czosnku lub posiekana natka pietruszki i gotowe.

Taka pasta świetnie pasuje do ciemnego pieczywa, chrupiącej bagietki, a nawet do krakersów. Możesz nałożyć ją grubo na kromkę i ozdobić plasterkami jajka, ogórka kiszonego czy kiełkami. W wersji bardziej wyrafinowanej dodaj kapary lub oliwki. Sprawdzi się też jako nadzienie do jajek faszerowanych lub mini-kanapeczek na przyjęcie.

A co z tym zapachem sardeli?

To najczęstsza obawa: że anchovis „śmierdzi”. I rzeczywiście, po otwarciu słoiczka zapach jest intensywny. Ale wystarczy połączyć anchovis z odpowiednimi składnikami, by wszystko się zrównoważyło. W dobrze zrobionej paście ta intensywność znika, a zostaje tylko głęboki, przyjemny smak. Większość osób, które próbują pasty z anchovis po raz pierwszy, jest pozytywnie zaskoczona. „Nie wiedziałem, że to takie dobre!” - to najczęstsza reakcja.

Jeśli masz w domu kogoś, kto nie lubi ryb, nie uprzedzaj go, z czego jest pasta. Daj posmakować. Smak anchovis w tej wersji nie jest „rybny”, tylko po prostu... bogaty.