Kiedy podałam trochę do spróbowania mężowi na świeżej bułce, tylko pokiwał głową i stwierdził: „Lepsze niż te wszystkie weki z PRL-u, które dawno temu jadłem u babci. Kup od razu dwa następne.” A ja… nie mogłam się z nim nie zgodzić. Ten przysmak z szynki to coś pomiędzy pasztetem, konserwą, a delikatnie zmielonym mięsem w galarecie. Ma krótką listę składników, mięso jest wyczuwalne w każdym kęsie, a tłuszczyk na wierzchu dodaje charakteru - dokładnie tak, jak w dawnych domowych przetworach. Smak jest intensywny, ale nie przesadzony. Idealnie doprawiony, lekko mięsny, delikatnie słony, prawdziwie „kanapkowy”.
Redakcja MojeGotowanie.pl
Jak go podaję?
W naszej kuchni ten przysmak ma tyle zastosowań, że jeden słoik znika szybciej, niż planuję. Najczęściej ląduje:
- Na ciepłej bułce lub chlebie: klasyka, która smakuje najlepiej.
- Z ogórkiem kiszonym lub małosolnym: połączenie absolutnie idealne.
- Na chrupiących tostach: podgrzany smaruje się jak masełko.
- Do jajecznicy lub omletu: kilka łyżek na patelnię i śniadanie robi się od razu bardziej treściwe.
- Jako składnik zapiekanek: zamiast wędliny; dodaje smaku i aromatu.
To produkt, który naprawdę potrafi odmienić zwykłą kolację w coś, co smakuje jak wakacje u babci wiele lat temu.
Podkarpackie Skarby: seria, którą warto znać
Jeśli do tej pory omijałaś tę półkę, polecam rzucić na nią okiem. Seria Podkarpackie Skarby to produkty tworzone na bazie regionalnych receptur: proste, naturalne, oparte na tradycyjnym przetwórstwie. Ten przysmak z szynki idealnie wpisuje się w charakter linii: uczciwe składniki, tradycyjny smak, porządna konsystencja, zero udziwnień. To trochę jak powrót do czasów, kiedy mięso w słoiku było normalnym sposobem na „coś pysznego do chleba” i nikt nie analizował etykiet z lupą.
Cena i dostępność
W Biedronce słój przysmaku z szynki (Podkarpackie Skarby) kosztuje 12,99 zł. Ma długi termin przydatności, więc spokojnie można kupić kilka i trzymać w spiżarni „na czarną godzinę”.
Zwykle stoi na półce z regionalnymi produktami i przetworami mięsnymi - trudno go przegapić, bo wygląda naprawdę „domowo”. To smarowidło, które kupujesz „na spróbowanie”, a kończysz z zapasem na półce - bo smakuje tak, że trudno wrócić do zwykłych sklepowych past. A mąż, który porównuje je do ukochanych smaków dzieciństwa? Cóż, jeśli on twierdzi, że jest lepsze niż PRL-owskie weki, to znaczy, że trafiłam do serca, nie tylko do żołądka.

















