W świecie owoców są gwiazdy sezonu, które przyciągają uwagę krzykliwym wyglądem, i są takie, które zyskują serca po cichu – za smak, zapach i to coś, co trudno opisać słowami. Lukasówka należy właśnie do tej drugiej grupy. Nie błyszczy na półce, nie ma perfekcyjnych kształtów, a jednak – kiedy weźmiesz ją do ręki, od razu czujesz, że to owoc z charakterem. Późna, jesienna odmiana, która nie potrzebuje reklamy.

Wyróżnia się kremowym miąższem i miodową słodyczą, a także aromatem, który przypomina o tym, że najlepsze rzeczy w kuchni nie zawsze są najnowsze. Dlaczego warto ją znać? I co można z niej wyczarować? 

Skąd pochodzi gruszka lukasówka?

Lukasówka to odmiana gruszy, która ma już ponad 150 lat, a wciąż bije na głowę nowsze odmiany. Została odkryta w 1874 roku przez Aleksandra Lucasa, francuskiego sadownika z Blois. Nie była efektem krzyżowania, tylko przypadkową siewką – rosła jako samotne drzewo, dopóki nie został odkryty jej potencjał. Grusza okazała się wyjątkowo smaczna, plenna i odporna, więc szybko trafiła do uprawy. Nadano jej nazwę Beurré Alexandre Lucas, a w Polsce przyjęła się jako lukasówka – prosto, swojsko i łatwo do zapamiętania.

W naszym kraju lukasówka zdobyła dużą popularność już w okresie międzywojennym, a teraz uważana jest za jedną z najlepszych odmian, obok konferencji. To odmiana późna – jej sezon przypada na październik i listopad. Dzięki temu pojawia się wtedy, gdy inne owoce już się kończą. Jej miąższ jest trwały, soczysty i dobrze znosi przechowywanie. W dodatku wygląda jak klasyczna, „prawdziwa” gruszka – bez udziwnień i woskowanego połysku.

Jak wygląda i smakuje lukasówka?

Lukasówka to niepozorna dama. Jej skórka może mieć lekko chropowatą fakturę i zielonożółty kolor, czasem z lekkim rumieńcem. Nie jest wypolerowana ani idealnie symetryczna – i bardzo dobrze. To znak, że nie była pryskana jak jabłka z katalogu. Często ma też małe plamki lub nierówności, co jest zupełnie naturalne i nie wpływa na jej jakość.

Po przekrojeniu ujawnia się jej prawdziwy urok. Miąższ jest biały, wyjątkowo soczysty i lekko ziarnisty, ale miękki i kremowy. Smakuje słodko, z delikatną kwasowością i dość intensywnym, kwiatowym aromatem. 

Lukasówka ma też tę zaletę, że dojrzała potrafi niemal rozpływać się w ustach. Nie jest twarda jak niektóre gruszki azjatyckie, ale też nie robi się zbyt papkowata. Wystarczy lekko ją nacisnąć przy ogonku – jeśli jest delikatna, to znak, że jest gotowa do jedzenia.

Do czego wykorzystać gruszkę lukasówkę?

Z lukasówki zrobisz praktycznie wszystko, co można zrobić z gruszką. Świetnie sprawdzi się na surowo, ale nie ograniczaj się tylko do tego. Jej miąższ bardzo dobrze znosi obróbkę termiczną, więc można ją:

  • piec w cieście – np. w tarcie z kruchym spodem i migdałowym kremem,
  • gotować na kompot z cynamonem i goździkami – bardzo dobrze komponuje się z suszonymi śliwkami,
  • karmelizować na patelni – z dodatkiem masła i cukru, jako dodatek do naleśników,
  • wkładać do słoików – w lekkim syropie cukrowym z wanilią,
  • dodawać do sałatek – np. z rukolą, serem pleśniowym i orzechami.

Lukasówka pasuje też do dań wytrawnych. Można ją dodać do pieczonego kurczaka, ułożyć na pizzy z gorgonzolą, albo zblendować na sos do mięs. Jej delikatna słodycz dobrze równoważy bardziej intensywne składniki.

Fot. Getty/iStock, AnastasiaNurullina

Gdzie kupić gruszki lukasówki?

Jesienią lukasówki pojawiają się w kilku dużych sieciach i dyskontach – można je znaleźć  między innymi w Biedronce za 6,99 zł za kilogram. Oczywiście warto też zaglądać do lokalnych warzywniaków i na bazarki – tam często znajdziesz jeszcze ładniejsze sztuki. Niektóre osoby mają też swoich znajomych „sadowników” – jeśli masz taką możliwość, kupuj bezpośrednio od nich.

Ja zwykle biorę od razu kilka kilo i robię z niej wszystko: kompot, deser, musy, a przede wszystkim – jem kilka sztuk od razu. Jeśli nigdy nie było ci dane spróbować lukasówki, koniecznie to zmień. A jeśli znasz ten smak z dzieciństwa, przypominam, że teraz jest na nie najlepszy czas – jest już jakiś czas po zbiorach, więc odleżały swoje i dojrzały.