Camembert to ser, który narodził się we Francji i od lat jest symbolem francuskiego smaku. Ma delikatną, białą skórkę i miękki, kremowy środek, który dosłownie rozpływa się w ustach. Ser Pilos z Lidla to właśnie taki klasyczny camembert – pachnący, lekko maślany, o idealnie kremowej konsystencji. Po wyjęciu z lodówki jest zwarty, ale wystarczy kilka minut w temperaturze pokojowej, by zyskał pełnię smaku – wtedy nabiera delikatności i głębi, której nie ma żaden inny ser z tej półki cenowej. To właśnie ten moment, kiedy mąż zaczyna krążyć po kuchni, pytając: „A co tam masz dobrego?”.
Do czego go podawać?
Camembert to ser, który potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. U mnie bywa:
- na ciepło – pieczony w piekarniku z żurawiną albo miodem i orzechami;
- na zimno – w kanapkach, z bagietką, pomidorem i odrobiną rukoli;
- na desce serów – obok winogron i fig;
- w panierce – jako chrupiące krążki z camemberta, podawane z konfiturą;
- na grillu – owinięty w folię aluminiową, z ziołami i oliwą – pyszny i aromatyczny;
- do makaronu – roztopiony tworzy kremowy sos, który smakuje jak z francuskiej bistro.
To produkt, który nie wymaga wiele – wystarczy kilka prostych dodatków, by zamienić zwykły wieczór w małą, domową kolację w stylu francuskim.
Redakcja MojeGotowanie.pl
Zapach, który wabi i kusi
Camembert ma ten charakterystyczny, lekko intensywny aromat – taki, który jednych przyciąga, a innych trochę onieśmiela. U nas w domu to zapach, który zwiastuje coś pysznego. Kiedy ser zaczyna się powoli roztapiać w piekarniku, w całym mieszkaniu unosi się maślany, orzechowy aromat. Wtedy nawet ci, którzy zarzekają się, że „nie lubią serów pleśniowych”, stoją w kuchni i czekają z talerzem.
Redakcja MojeGotowanie.pl
Dlaczego zawsze kupuję na zapas?
Bo... mam daleko do Lidla. A że jego termin przydatności jest całkiem długi, zawsze biorę kilka sztuk – jeden do bieżącego podjadania, drugi na weekend, trzeci „na czarną godzinę”. Poza tym to ser, który świetnie sprawdza się w daniach awaryjnych – wystarczy upiec go z pieczywem i mamy gotowy obiad w 10 minut. A jeśli zostanie kawałek (co rzadko się zdarza), można go dodać do zapiekanki, risotto albo omletu.
Dla mnie to prawdziwy kulinarny pewniak. Kupuję, odkładam do lodówki i wiem, że kiedy najdzie nas ochota na coś wyjątkowego, wystarczy wyjąć to małe, francuskie pudełeczko. A potem tylko patrzeć, jak mąż po cichu odkrawa kolejny kawałek, udając, że „sprawdza temperaturę sera”.
Francuska przyjemność za mniej niż 10 zł
W delikatesach taki camembert potrafi kosztować dwa, a nawet trzy razy więcej. A tymczasem w Lidlu mamy produkt, który smakuje równie dobrze – kremowy, aromatyczny i pięknie się rozpuszcza. Za 9,74 zł można mieć w domu odrobinę Francji – i to w najlepszym wydaniu.
















