Na świątecznych targach idziecie zwykle po coś więcej niż zakupy. Liczy się atmosfera, małe przyjemności, poczucie, że odkrywamy smaki oraz rzeczy, których nie ma w zwykłych sklepach. Taki klimat sprawia, że łatwiej zaufać sprzedawcy, bo stoisko wygląda na rodzinne, a opowieść o tradycji brzmi wiarygodnie. Właśnie dlatego wszelkie próby grania na emocjach budzą dziś taką złość. Ludzie czują, że ktoś wpycha im zwykły towar pod świąteczną legendą, a to psuje sens jarmarków bardziej niż ceny czy kiepska pogoda.
Internauci rozpracowali „tradycyjny” produkt
Wszystko zaczęło się od wpisu użytkownika kraftmann24, który wrzucił do mediów społecznościowych zdjęcie rozpakowanej Czekolady Gdańskiej. Na jarmarku bożonarodzeniowym w Gdańsku ten produkt kosztuje 25 zł za 100 gramów. Na pierwszy rzut oka wygląda jak pamiątka i lokalny przysmak w eleganckim, tekturowym opakowaniu. Wręcz idealna na prezent.
Uważajcie na stoisko VISIT GDAŃSK na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Gdańsku! Mają tam "Czekoladę Gdańską" za 25 PLN a w środku jest kosztująca kilka złotych NIEMIECKA Schogetten!! @EternaGD @Bambodinho @zabilimikonto pic.twitter.com/c7t1cJdaA6
— e-Janusz Ch. 🛷💉 (@Janusz_Ch_) December 3, 2025
Problem pojawił się po otwarciu. W środku autor wpisu rozpoznał bez pudła czekoladę marki Schogetten. Tę samą, którą można kupić w dyskontach za niespełna 7-8 zł. Co więcej, tabliczka miała typowe sreberko z logo, więc trudno mówić o pomyłce opakowań. Można doznać słodko-gorzkiego rozczarowania. Wygląda na to, że na stoisku nie było informacji, że to czekolada tego typu. Gdyby była podana wprost, chętnych na taki wyrób na pewno nie byłoby zbyt dużo: bo w końcu po co kupować w takim miejscu czekoladę z dyskontu 3x drożej?
Czekolada jakby luksusowa
Czekolada Gdańska jest dostępna nie tylko na jarmarku. Ten sam produkt znajduje się również na stronie Visit Gdańsk wśród gadżetów promujących miasto. Tam także kosztuje 25 zł za 100 gramów.
W opisie na stronie można przeczytać, że „wyrób typu Schogetten”. Czekolada jest w wersji mlecznej i gorzkiej, jest w pięknym opakowaniu nawiązującym do historii miasta, więc oferta wygląda jak normalny, starannie przygotowany zestaw dla turystów. Tyle że internauci widzą w tym próbę sprzedania dyskontowego produktu jako drogiego, regionalnego specjału, tylko w ładniejszym pudełku.
Kupujący na jarmarkach zwykle liczą na coś więcej niż marketową półkę, bo płacą za klimat, rękodzieło i lokalność. W tej historii cena jest prawie czterokrotnie wyższa od sklepowej, a różnica ma się sprowadzać głównie do kartonika z miejskim motywem. Nic dziwnego, że wiele osób czuje się zwyczajnie wziętych na lep.
Inne “przekręty” na jarmarkach świątecznych. Na to też uważaj
To nie pierwszy raz, gdy świąteczne stoiska budzą kontrowersje. Na jarmarkach od lat powtarzają się podobne schematy:
- “regionalne” produkty znikąd. Sery, wędliny czy miody sprzedawane są jako tradycyjne, a skład i pochodzenie bywa niejasne. Etykieta często nie mówi nic konkretnego.
- zawyżanie cen pod turystę. Ten sam wyrób na sąsiednim stoisku potrafi kosztować połowę mniej. Czasem pochodzi dokładnie z tego samego miejsca, a różni się wyłącznie szyldem lub opowieścią sprzedawcy.
- podrabiane “domowe” słodycze. Krówki, pierniki, chałwa albo orzechy w karmelu wyglądają jak wyrabiane na miejscu, a bywają przerzucane z gotowych paczek i tylko przesypane do skrzynek. Rzucając okiem na zaplecze, często można się o tym przekonać.
- niejasne porcje i wagi. Szczególnie przy stoiskach z bakaliami, słodyczami oraz serami. Porcja “na oko” nagle waży dwa razy więcej, niż się wydawało.
Warto więc patrzeć nie tylko na ładne opakowanie i świąteczną historię, ale też na etykiety, skład, a czasami i na zaplecze i na ręce sprzedawców.
















