Zupy owocowe w Polsce mają złą prasę. Kojarzą się z ciepłym kompotem, makaronem, który się dziwnie ślizga i słodkim smakiem, który nijak nie pasuje do obiadu. Raczej nie traktujemy ich poważnie – to raczej deser w przebraniu niż coś, co może stanąć obok rosołu.
Tymczasem na Węgrzech istnieje danie, które burzy ten schemat. Ma konsystencję chłodnika oraz kolor i smak, który kojarzy się z orzeźwiającym sorbetem. To meggyleves – klasyk lata, który Węgrzy serwują bez żadnego wstydu, także zagranicznym gościom.
Dlaczego zupy owocowe odstraszają Polaków?
W Polsce zupa owocowa ma kiepską opinię. Wielu z nas pamięta szkolne obiady z ciepłą zupą wiśniową, w której pływały nitki makaronu, i za żadne skarby nie chce do tego wracać.
To także kwestia oczekiwań – zupa ma być słona, rozgrzewająca, pełna mięsa albo warzyw. Słodycz w zupie wprowadza zamieszanie. Nawet jeśli zrobiona jest z sezonowych owoców, doprawiona przyprawami, wygląda ładnie i pachnie cudownie, nadal wielu z nas podchodzi do niej z rezerwą.
Meggyleves tym bardziej zaskakuje – bo nie dość, że jest zimna, to jeszcze deserowa, ale nie za słodka. Ale może właśnie to czyni ją ciekawą propozycją. Zamiast od razu ją odrzucać, warto zrozumieć, skąd się bierze jej popularność. I może spróbować na własnych warunkach – dobrze schłodzoną, z naturalnym jogurtem, jako letnie danie na taras albo balkon.
Z czego powstaje meggyleves?
Meggyleves to klasyczna węgierska zupa z wiśni, podawana na zimno. Ma za zadanie orzeźwiać, sycić i korzystać z pełni sezonu na owoce. Pojawia się na stołach latem, kiedy upał nie pozwala myśleć o gorącym gulaszu. I choć nazwa brzmi obco, przepis jest prosty: do garnka trafiają kwaśne wiśnie węgierskie (meggy), które mają intensywny smak i głęboki kolor. Gotuje się je z wodą, goździkami, cynamonem, cukrem i odrobiną soli. Gdy owoce oddadzą smak, całość zabiela się śmietaną lub jogurtem i zostawia do schłodzenia. Jej smak powinien być idealnym balansem między słodyczą, a kwasowością i orzeźwieniem.
Wariantów węgierskiego chłodnika z kwaśnych wiśni jest kilka – jedni dodają wino, inni odrobinę mąki ziemniaczanej dla zagęszczenia. Są też wersje z rodzynkami albo wanilią. Zupę je się łyżką, czasem z kleksem bitej śmietany albo crème fraîche. Podaje się ją jako przystawkę lub pierwsze danie w upalne dni.
Inne nietypowe chłodniki, które można spotkać na świecie
Meggyleves to tylko jeden z przykładów chłodników, które odbiegają od naszego klasycznego schematu botwinki lub ogórka, koperku i kefiru. Świat zna wiele wersji tego dania – często zaskakujących połączeniem składników.
W Hiszpanii króluje gazpacho – pomidorowy chłodnik z papryką, ogórkiem i oliwą, czasem z dodatkiem chleba. Ale są też wersje z truskawek albo arbuza. W Bułgarii pije się tarator – bardzo rzadki chłodnik z jogurtu, ogórków i orzechów włoskich. W Korei znajdziesz z kolei naengmyeon – zimną zupę z makaronu gryczanego i kwaśnego bulionu, czasem z dodatkiem lodu.
Chłodniki jak widać to dania bardzo różnorodne. Łączy je jedno – mają przynieść ulgę w upale. Reszta to kwestia smaku, lokalnych składników i przyzwyczajeń. Może więc warto dać szansę zupie, która wygląda jak błahy deser, ale potrafi być daniem całkiem na serio.

















